Wycieczka na Jurę

30.04.2023 r.

Trasa wycieczki: dojazd PKP Kielce – Kucięta Nowe – pętla rowerowa Kucięta – Julianka, dystans 45 km. Powrót PKP Julianka – Kielce. Wycieczkę zaprojektował oraz prowadził Andrzej. Wzięło udział sześć osób.

Pogoda w dniu wycieczki zagrała z nami anty Hitchcockiem, jako że z rana było beznadziejnie a potem już tylko lepiej. Jestem umiarkowanym sceptykiem, jednak do meteoprzepowiedni odnoszę się z nieufnością. Może dlatego przegrałem z pogodowym profetyzmem Andrzeja. I bardzo dobrze, ponieważ mimo deszczowych obaw wzięliśmy udział w zaprojektowanej przez niego pięknej, świetnie zorganizowanej wycieczce jurajskiej. Świetnie zorganizowanej, bo Andrzej czyta mapę równie dobrze jak Gosztyła książki Krajewskiego. Pięknej, bo nie ma lepszego słowa opisującego całokształt doznań, których nam dostarczyła wiosenna Jura. Pogoda słoneczna, umiarkowanie rześka, strome asfaltowe podjazdy, dające satysfakcję nieelektrycznym zdobywcom oraz długie szaleńcze zjazdy na łeb na szyję, by w dolinach podziwiać nieskazitelny błękit nieboskłonu poprzetykany seledynem młodego listowia. Wyczerpaliśmy na to spory zapas zachwytu, jednak trochę zostało na wapienne wychodnie czy ruiny olsztyńskiego zamku. Będąc na Jurze zawsze budzą mój podziw murowane ogrodzenia, bo nie znajdzie się na to lepszych okolic i materiału nad jurajskie wapienie. Nie omieszkaliśmy zajechać do pałacu Raczyńskich w Złotym Potoku noszącego ślady dawnej urody, choć najnowszą historię ma jak większość jego pałacowych pobratymców. Rozkradziony przez niemieckich złodziei, zdewastowany przez ruskich wyzwolicieli oraz pozostawiony na pastwę losu przez komunistów. Spędziliśmy u jego portyku nieco czasu, także z szacunku, że jakoś przeżył swój los nieszczęsny. Również obecnie ta klasycystyczna budowla wydaje się nikomu niepotrzebna, podobnie jak okazałe budynki stacji kolejowych czy malownicze wieże ciśnień w Juliance czy Włoszczowie, zasilające ongiś wodą parowozy. Na Jurę podróżowaliśmy koleją, która dostarczyła również sporo innych wrażeń. Nowoczesne wagony, tory, perony oraz zarządzanie podług nowej mody – biuro konduktora zajmuje cztery siedzenia, bilety na firmowym papierze, długaśne niczym ściąga niedouczonego maturzysty, a jak się ma szczęście to nawet można nie płacić gotówką. Toalety w pociągu sterowane cyfrowo, aliści kible są jeszcze zapychane w analogowy sposób. Słowem, nowe z trudem przedziera się przez krzaki starego.

Reasumując: wycieczki kolejowo – rowerowe – naprawdę warto! Już zazdroszczę tej do Jędrzejowa, w której nie mogę wziąć udziału z powodu zaproszenia na rowerową wycieczkę rodzinną.

Tekst MS, foto Gosia oraz Zbyszek.

Dodaj komentarz