Powidoki

28.05.2023 r.

Trasa wycieczki: Kielce – Morawica – łąkami do Chałupek – Dębska Wola – Zbrza – punkt widokowy na Paśmie Zbrzańskim “Pod sosenką” – Chałupki Zbrzańskie – Nida – punkt widokowy G. Hoża – Plebańskie Góry – Brzeziny – Bilcza – Kielce. Dystans 55 km, wzięło udział 14 osób. Wycieczkę prowadzi Andrzej.

To duża wartość gdy w dniu poprzedzającym wycieczkę już było wiadomo, że nazajutrz pogoda będzie, jak się na Ponidziu mawiało, “jak drut”. Zwłaszcza, że pogoda to szczególnie chaotyczny układ, niereagujący na prognozy. Skądinąd systemy, które na prognozy reagują, również bywają chaotyczne. Gdybyśmy np. przewidzieli, że za tydzień rowery podrożeją o 1000 zł, to ich cena wzrosłaby pewnie  już na drugi dzień i dlatego nikt by nie wiedział ile będą kosztować za tydzień. Lecz dajmy spokój akademickim opowiastkom o rynku, bo przydługie dygresje mącą istotę rzeczy. Tym bardziej, że ostatnia wycieczka, jak większość  naszych rowerowych wyjazdów, zasługuje na rzetelny opis.

Zadanie nie jest łatwe, bo wycieczka koncentrowała się na wrażeniach. Wykorzystując sprzyjającą pogodę pojechaliśmy bowiem po widoki. W porze rozbuchanej wiosennej zieleni, trudno się spodziewać, że przyroda nas uraczy subtelną grą kolorów, czy skłoni do sentymentalnych kontemplacji. O tej porze roku krajobrazy urzekają witalnością. Przebywanie w takim otoczeniu podnosi na duchu. Widać to było dobitnie podczas naszej wycieczki. Z godziny na godzinę nastrój uczestników stawał się coraz lepszy. Na górze (nomen omen) Hożej, przy niewielkim udziale katalizatorów, momentami przechodził niemal w stany euforyczne.  Wycieczka  po widoki przyniosła podwójne korzyści : poprawę samopoczucia oraz powidoki w postaci wrażeń wzrokowych, które zostaną w naszej wyobraźni, w następstwie tego co oglądaliśmy, bo krajobraz wiosenny to lek o przedłużonym działaniu…

Tekst MS, foto Gosia

Korzystając z okazji

21.05.2023 r.

Trasa wycieczki: Wiadomo jedynie, że wycieczkę prowadził Leszek. 21 maja przypadał również Dzień kosmosu, sądziliśmy zatem, że sprawozdanie z wycieczki nie dotarło do redakcji, ponieważ Leszek dla uczczenia kosmicznego święta prowadził ją na innej planecie. Piękne zdjęcia przesłane przez Gosię sugerują jednak, że się odbyła bez pozaziemskich ekscesów.  

Skorzystałem z wolnego miejsca, zamieszczając kilka uwag dot. sztucznej inteligencji, w ramach lektury nieobowiązkowej. MS.

W dniu wycieczki przypadła 149 rocznica urodzin Thomasa Swindlehwusta, brytyjskiego przeciągacza liny. Ktoś spyta, a co  nas to obchodzi, przecież mnóstwo informacji, które wytwarzamy, nawet gdybyśmy chcieli, nie jesteśmy w stanie zapamiętać. Nie mówiąc już o tym, że o istnieniu większości z nich, mimo Internetu, nie mamy zielonego pojęcia. Zatem nie sposób ich ze sobą kojarzyć i tym samym konstruować wniosków. Może to za nas robić sztuczna inteligencja, ponieważ będzie mogła korzystać z każdej cyfrowej informacji, którą znajdzie w chmurze, analizując zależności, niewykluczone że aż do momentu gdy zacznie sobie zdawać sprawę z tego co robi, a wówczas przestanie być sztuczna, bo zyska świadomość. To jest projekcja tyleż fascynująca co straszna lecz przecież potencjalnie możliwa.

Sztuczna inteligencja, obok covidowej pandemii oraz wojny w Ukrainie, to kluczowe problemy ostatniego czasu, które ze wzlędu na swą globalną naturę, stanowią ważny kontekst nawet dla takich mikrozdarzeń jak nasze rowerowe wycieczki.

Planujemy zlecać sztucznej inteligencji pisanie sprawozdań z wycieczek, lecz dopóki demencja  sprawozdawców nie przekroczy krytycznego poziomu, będziemy ogarniać wycieczkowe problemy bez interwencji “obcych”.

Tekst MS, foto Gosia

Zmiany w dolinie Morawki

14.05.2023 r.

Trasa wycieczki: Kielce – Morawica –  Łabędziów – Brudzów – Zaborze – Skrzelczyce  – Komórki – Szczecno – Trzemosna – Borków – Marzysz – Bilcza – Kielce. Dystans 72km, wzięło udział 11 osób.  Wycieczkę prowadził Andrzej.

Dolina rzeki Morawki była już kiedyś przedmiotem naszej wycieczkowej uwagi. Głównie z powodu zmian antropogenicznych, które ją czekają w nieodległym czasie w związku z budową obwodnicy.  Poprzednio odnotowaliśmy wykarczowane drzewa w projektowanym pasie drogi, obecnie widać już początki prac ziemnych. Na ocenę skutków środowiskowych chyba jeszcze za wcześnie. Zmiany estetyczne krajobrazu doliny również niejednoznaczne. Natomiast korzyści społeczne są z pewnością oczekiwane nie tylko przez mieszkańców Morawicy. Z optymizmem nie należy jednak przesadzać, wszak infrastruktura liniowa z natury dezintegruje  ekosystemy tnąc je na kawałki.

Jednak nawet sterty gałęzi czy zwały ziemi w dolinie Morawki łatwiej tolerować majową porą przy słonecznej pogodzie. Zapewne z powodu pięknej aury, odreagowaliśmy zimny, kapryśny początek wiosny ośmiogodzinną wycieczką na długim dystansie. To nie znaczy że jechaliśmy przez cały dzień bez opamiętania w jakimś wiosennym amoku. Było nieśpiesznie, z dużą dbałością o towarzyski relaks z akcentami krajoznawczymi. Rekomendujemy zatem obejrzenie odnowionej, ponadstuletniej kapliczki wraz z okalającym ją zabytkowym murem w Skrzelczycach. Kapliczka jakich wiele, jednak silnie integruje miejscową społeczność wokół pożytecznych przedsięwzięć. Odwiedziliśmy również po raz któryś okazały dąb nieopodal wiaty Murawin, przy drodze na Ujny. Odkąd został pomnikiem przyrody wygląda jeszcze bardziej dostojnie. Oficjalnie nosi imię “Dąb Powstańców”, lecz dla nas pozostanie Jędrusiem, od imienia Andrzeja Wągrowskiego, który go odkrył dla naszej rowerowej społeczności.

Tekst MS, foto Jola

Emocjonalny ziąb majowy

7.05.2023 r.

Trasa wycieczki: do Zagnańska i z powrotem. Wzięło udział 11 osób, dystans 25 km. Wycieczkę prowadził Andrzej.

Zdarza się taki zbieg pogodowych okoliczności, który jest szczególnie nieprzyjemny z punktu widzenia komfortu rowerzysty. Temperatura nieco powyżej zera przy dużej wilgotności oraz ponurym niebie zaciągniętym nimbostratusem z uporczywą mżawką. Uciążliwość tego typu pogody podczas ostatniej wycieczki miała po trosze pozafizyczne uwarunkowania, bowiem pierwsze dni majówki obiecywały więcej niż zaoferował koniec tygodnia, co jest wystarczającym powodem irytacji. Tak często się dzieje gdy stan faktyczny rozjeżdża się z oczekiwanym. To również kwestia recepcji, mianowicie wiosną kilka stopni powyżej zera to zawsze mniej niż zimą. Nie pomogło przeliczanie Celsjusza na inne skale, bowiem czy 39.2 F, czy 277.15 K, to jakby nie kombinować zawsze tylko cztery stopnie. W konsekwencji, w ostatnią niedzielę dopadł nas emocjonalny ziąb majowy.

Wprawdzie Jurek próbował ratować nastrój, rzucając szalupę ratunkową w postaci eliksiru z mirabelek, lecz nawet to na niewiele się zdało. Co tu dużo gadać, przegraliśmy bitwę z pogodą.  Dlatego Andrzej przytomnie, wzorem wielkich wodzów, zarządził w Zagnańsku odwrót na z góry upatrzone pozycje domowe. Leszek wyglądał na niepocieszonego, lecz cóż poradzić, kapitulacja zawsze chodzi w parze ze stratą…

Lecz nie ma tego złego… przebywanie w domowych okopach pozwoli zebrać siły do środowego ataku na zastępy majowych anemonów…

Tekst MS, foto Gosia

Idzie nowe

3.05.2023 r.

Trasa wycieczki: Kielce – Dąbrowa – Wiśniówka – Kajetanów – Lekomin- Ścięgna – Chrusty – Zagnańsk – Samsonów – Umer – Bobrza – Ławęczna – Kostomłoty – Śzczukowskie Górki – Kielce. Dystans 60 km, wzięło udział 6 osób. Wycieczkę prowadził Stasiu.

To była pierwsza wycieczka w historii naszego Towarzystwa, w której liczba osób jadących na rowerach elektrycznych zrównała się z korzystającymi z rowerów bez wspomagania. Nieubłagany proces dyfuzji innowacji dopadł w ostatnich dniach Gosię oraz Jurka, nowych właścicieli wypasionych elektryków. Przed postępem trudno bowiem uciec. Dlatego wydają się płonne deklaracje Doroty, że elektryka raczej nie chce. Tylko patrzeć jak elektryczna moda ją pochłonie, choć trzeba przyznać, że z racji młodego wieku kondycję ma niezłą. Elektrycznym skłonnościom mogą się dłużej opierać jedynie rowerowi mocarze jak Sławek, Andrzej, Leszek czy Stasiu bo oni, jak się podejrzewa, mają wmontowane biologiczne motorki w bliżej nieokreślonych miejscach…

Dlatego dobrze się stało, że ostatnią wycieczkę prowadził Stasiu, ponieważ nie dał się wchłonąć elektrycznym Hunom. Jechaliśmy zatem w tak szaleńczym tempie, że gdyby nie przystanki, to po tych sześdziesięciu kilometrach bylibyśmy w domu na jedenastą… Przerwy były jednak potrzebne, bo przecież należało uruchomić “procedury inicjacyjne”* w związku z nowym sprzętem. Jego właściciele  zadbali o “środki do serwisowania”, które okazały się skuteczne do tego stopnia, że w rowerowej baterii Gosi zaczęło przybywać prądu, a rower Jurka  już nie naśladuje głosu starej wrony…

* Por. Słownik KTR, zakładka “Silva rerum” dok. z dn. 12.10.2020.

Tekst MS, foto Gosia.

Wycieczka na Jurę

30.04.2023 r.

Trasa wycieczki: dojazd PKP Kielce – Kucięta Nowe – pętla rowerowa Kucięta – Julianka, dystans 45 km. Powrót PKP Julianka – Kielce. Wycieczkę zaprojektował oraz prowadził Andrzej. Wzięło udział sześć osób.

Pogoda w dniu wycieczki zagrała z nami anty Hitchcockiem, jako że z rana było beznadziejnie a potem już tylko lepiej. Jestem umiarkowanym sceptykiem, jednak do meteoprzepowiedni odnoszę się z nieufnością. Może dlatego przegrałem z pogodowym profetyzmem Andrzeja. I bardzo dobrze, ponieważ mimo deszczowych obaw wzięliśmy udział w zaprojektowanej przez niego pięknej, świetnie zorganizowanej wycieczce jurajskiej. Świetnie zorganizowanej, bo Andrzej czyta mapę równie dobrze jak Gosztyła książki Krajewskiego. Pięknej, bo nie ma lepszego słowa opisującego całokształt doznań, których nam dostarczyła wiosenna Jura. Pogoda słoneczna, umiarkowanie rześka, strome asfaltowe podjazdy, dające satysfakcję nieelektrycznym zdobywcom oraz długie szaleńcze zjazdy na łeb na szyję, by w dolinach podziwiać nieskazitelny błękit nieboskłonu poprzetykany seledynem młodego listowia. Wyczerpaliśmy na to spory zapas zachwytu, jednak trochę zostało na wapienne wychodnie czy ruiny olsztyńskiego zamku. Będąc na Jurze zawsze budzą mój podziw murowane ogrodzenia, bo nie znajdzie się na to lepszych okolic i materiału nad jurajskie wapienie. Nie omieszkaliśmy zajechać do pałacu Raczyńskich w Złotym Potoku noszącego ślady dawnej urody, choć najnowszą historię ma jak większość jego pałacowych pobratymców. Rozkradziony przez niemieckich złodziei, zdewastowany przez ruskich wyzwolicieli oraz pozostawiony na pastwę losu przez komunistów. Spędziliśmy u jego portyku nieco czasu, także z szacunku, że jakoś przeżył swój los nieszczęsny. Również obecnie ta klasycystyczna budowla wydaje się nikomu niepotrzebna, podobnie jak okazałe budynki stacji kolejowych czy malownicze wieże ciśnień w Juliance czy Włoszczowie, zasilające ongiś wodą parowozy. Na Jurę podróżowaliśmy koleją, która dostarczyła również sporo innych wrażeń. Nowoczesne wagony, tory, perony oraz zarządzanie podług nowej mody – biuro konduktora zajmuje cztery siedzenia, bilety na firmowym papierze, długaśne niczym ściąga niedouczonego maturzysty, a jak się ma szczęście to nawet można nie płacić gotówką. Toalety w pociągu sterowane cyfrowo, aliści kible są jeszcze zapychane w analogowy sposób. Słowem, nowe z trudem przedziera się przez krzaki starego.

Reasumując: wycieczki kolejowo – rowerowe – naprawdę warto! Już zazdroszczę tej do Jędrzejowa, w której nie mogę wziąć udziału z powodu zaproszenia na rowerową wycieczkę rodzinną.

Tekst MS, foto Gosia oraz Zbyszek.